niedziela, 30 sierpnia 2015

1. (Przed)Świąteczne tradycje

We're gonna have a party tonight
I'm gonna find that girl
Underneath the mistletoe,
we'll kiss by candle light

Oparła się o ścianę, wsunąwszy ręce do kieszeni. Ze zniecierpliwieniem rozglądała się po korytarzu Wydziału Dziennikarstwa, pragnąc już tylko tego, żeby wrócić do domu. Obiecała jednak Gabrieli, że na nią poczeka, jako że obie miały tego dnia zajęcia na Morasku. Inga skończyła wcześniej – wykładowca się nad nimi zlitował i pozwolił im wyjść przed oznaczoną godziną – więc musiała poczekać na przyjaciółkę. Umówiły się, że wrócą razem do domu, wypiją tradycyjną gorącą czekoladę na rozpoczęcie świąt i urządzą zwyczajowe karaoke.
Po prawdzie była zbyt zmęczona, by jeszcze zdzierać sobie gardło śpiewami, ale nie mogła się wykręcić sianem. Robiły to co roku, każdorazowo po zakończeniu zajęć przed przerwą świąteczną. Inga już nie pamiętała, kiedy rozpoczęły czekoladowo-piosenkową tradycję; prawdopodobnie w gimnazjum, choć znały się praktycznie od urodzenia.
Westchnęła, wystukując obcasem swoich wysokich, czarnych obcasów nierówny rytm. Marzła pomimo ciepłej, narciarskiej kurtki, którą miała na sobie. Spojrzała na zegarek; Gabrysia powinna już wychodzić – wreszcie!
Faktycznie, jak na zawołanie otworzyły się drzwi sali wykładowej znajdujące się naprzeciwko Ingi i wylało się z nich morze studentów. Kobieta rozpoznała wśród nich swoją przyjaciółkę, jej rudych, kręconych włosów nie sposób było nie zauważyć, i pomachała, pragnąć zwrócić na siebie uwagę.
– Inga! – zawołała wesoło Gabrysia, podchodząc bliżej i nerwowym ruchem poprawiając zsuwające się z nosa okulary w czarnych oprawkach. Zaraz potem ponownie chwyciła w obie ręce swoją torbę; pasek wyglądał na zerwany.
Za dużo książek, westchnęła Inga. Spojrzała krytycznie na dziergany, brązowy sweterek, który Gabriela miała na sobie, oraz jej spodnie. Aprobatę uzyskały jedynie glany, pozostałe części garderoby absolutnie nie mogły ochronić właścicielki przed zimnem panującym na dworze.
– Zabrałaś kurtkę? – spytała sceptycznie.
– Tak, mam ją w szatni.
Ruda wskazała ręką koniec korytarza.
– W takim razie chodźmy.
Przez chwilę szły w ciszy, mijając ostatnich maruderów, po czym dotarły do szatni. Gabriela oddała tabliczkę z numerkiem i odebrała swoją ukochaną, pikowaną kurtkę. Założyła ją prędko, o mały włos nie upuszczając torby.
– Mam tyyyle do zrobienia przez święta – zaczęła marudzić. – Jakby nie mogli dać nam choć tych dwóch tygodni spokoju… Te reportaże prześladują mnie w snach!
– Jak zwykle przesadzasz – roześmiała się Inga. – Przecież świetnie wiesz, że to uwielbiasz i nie mogłabyś bez tego żyć!
– No dobra, ale ile można? – Ruda wywróciła oczami. – Co za dużo, to niezdrowo, kota można dostać.
– Kolejny by ci nie zaszkodził. – Na twarz Ingi wypłynął uśmiech.
– To, że jestem kociarą i mam dziesięć szczęśliwych kotów w domu, nie znaczy, że chcę kolejnego w postaci świra na punkcie pisania reportaży! – odparła. – O, paaaatrz...
Przystanęła zaciekawiona przy stoliku stojącym niedaleko wyjścia. Znajdowały się na nim dwie szklane kule z malutkimi karteczkami, pilnowane przez dwie rozmawiające przyciszonymi głosami studentki, które miały na głowach mikołajowe czapki.
– Chyba nie chcę wiedzieć, o co w tym chodzi… – powiedziała powoli Inga, przeczuwając nadchodzące nieszczęście.
– Ale to jest taka tradycja świąteczna! – Gabriela wygięła usta w podkówkę. – Nie chcesz wziąć w tym udziału? Mi się co roku nie udawało, za późno sobie przypominałam o wrzuceniu swojego nazwiska, ale to jest naprawdę świetna zabawa, przynajmniej tak słyszałam od tych, którzy brali udział. Może dzięki temu w końcu znajdziesz swoją drugą połówkę?
– Z całym szacunkiem, Gabrysiu, jakim cudem wrzucenie swojego nazwiska do szklanej kuli ma mi pomóc w znalezieniu mojej drugiej połówki, która, dodam, gdyby istniała, już dawno by się pokazała na horyzoncie?
– To proste. Wrzucasz swoją karteczkę, następnego dnia losuje ją jakiś przystojny informatyk i voilà!
– Rozumiem, że wiesz o tym z autopsji? – spytała sarkastycznie Inga.
– Nieee, mówiłam ci przecież. Słyszałam za to relacje wielu osób, które w ten sposób się poznały – odparła z uśmieszkiem wyższości. – To jak, wrzucisz?
– Nie ma mowy.
– Dlaczego nie? Nie chcesz poznać nikogo fajnego?
– Wolałabym uniknąć sytuacji, kiedy trafiam na kogoś rudego i pryszczatego.
– Ej! Żadnych insynuacji pod adresem moich włosów! – Oburzona Gabriela pogroziła Indze palcem. – Kobieto, czy ty widziałaś kogokolwiek takiego na UAMie?
Inga zastanawiała się przez krótką chwilę.
– Tak!
– Kogo?
– Erm… Nie wiem, jak się nazywał! – stwierdziła gorączkowo.
– Kłamiesz. – Ruda uśmiechnęła się, pokazując chyba wszystkie zęby. – Kłamiesz, moja droga, i świetnie o tym wiesz. Po prostu boisz się zaryzykować, ot co.
– Wcale nie! – Inga zaczerwieniła się.
– Udowodnij!
– Gaba, błagam… – Skrzywiła się, wiedząc, do czego zmierza przyjaciółka.
– Tchórz.
– Nieprawda!
– Tchóóóóóórz.
– Boże, kobieto, dobrze, zrobię to! – Zirytowana sięgnęła po jeden z pustych kartoników leżących koło kul i szybko nabazgrała na nim swoje imię oraz nazwisko.
– Do której kuli mam to wrzucić? – spytała, zamierając z ręką uniesioną nad stołem.
– Do tej po lewej – odparła życzliwie jedna ze studentek, ściągając z głowy czerwoną czapkę zwieńczoną białym pomponem. Ukazały się jej potargane, brązowe włosy. – Do tej po prawej wrzucają faceci.
– Och… A kto to będzie losował?
– Każdy, kto chce. Oficjalnie przerwa świąteczna zaczyna się przecież za dwa dni, do tego czasu wszystkie papierki zostaną wylosowane.
– Mhm… Dobrze, dziękuję!
Patrząc z nienawiścią na Gabrielę, wrzuciła swój kartonik do odpowiedniej kuli. Ruda zrobiła to samo, uśmiechając się niewinnie, po czym pociągnęła przyjaciółkę do wyjścia.
– Przysięgam, że kiedyś cię zabiję! – jęknęła Inga, kiedy biegły na przystanek tramwajowy, prawie się przewracając na oblodzonym chodniku.
– Taaak? Myślę, że za bardzo mnie lubisz, żeby to zrobić.
Gabriela pokazała Indze język.
– Nie bądź taka pewna.
– Hahah, jeszcze się przekonamy. Teraz się zamknij i biegnij, bo nie zdążymy!
Zdążyły, choć ledwo dwie sekundy przed odjazdem tramwaju. Zdyszane usiadły na wolnych siedzeniach, zadowolone, że nie muszą czekać pół godziny na kolejny. Było na to stanowczo zbyt zimno i ciemno, zwłaszcza że obie miały daleko do domów.
– Oni potem jakoś informują, kto cię wylosował? I co się robi, jak się zostanie wylosowanym? – spytała Inga, nasuwając czapkę na uszy. Zmrużyła oczy, by spojrzeć na zamyśloną przyjaciółkę.
– Zazwyczaj ci, którzy cię wylosowali, sami się zgłaszają. Naprawdę nie słyszałaś o tej tradycji? – Zaskoczona spojrzała na Ingę.
– Nie. – Pokręciła głową. – Na Wydziale Nauk Społecznych nie ma czegoś takiego.
– Dziwne. No ale nieważne. Chodzi o to, że losujący robią przez całe święta coś miłego dla osób, które wylosują, a na Gwiazdkę obie osoby z pary wymieniają się prezentami. Brzmi fajnie, nie?
– Może troszkę… – przyznała. – Mam jednak nadzieję, że nie zostanę wylosowana.
– Daj spokój! Będzie fajnie, zobaczysz.
– Nie byłabym taka pewna…
– Z twoimi skłonnościami do pesymizmu to na pewno. – Gabriela przewróciła oczami. – Wyluzuj i spróbuj choć raz się dobrze bawić.
– Nie brzmi jak przepis na dobrą zabawę – wymamrotała.
– Bo najchętniej byś się zanurzyła w tych swoich książkach i tam umarła samotna? – spytała sarkastycznie Ruda.
– Czemu nie? To byłoby całkiem fajne. Poza tym, hej, nie jestem jedynym molem książkowym w tym towarzystwie.
– Ale ja, w przeciwieństwie do ciebie, lubię imprezować. I nie jestem chorobliwie nieśmiała ani nie mam problemów z przebywaniem w towarzystwie.
– Daj spokój. – Inga przewróciła oczami. – Jesteś dziennikarką, trudno byłoby, żebyś nie potrafiła nawiązywać łatwo kontaktów z innymi ludźmi. Nie wszyscy muszą być tak otwarci jak ty.
– Jak zawsze marudzisz. Nie zaszkodzi ci, jeśli raz na sto lat pogadasz z kimś, kogo nie znasz!
– To nie takie proste.
– Musisz się w końcu przełamać, bo inaczej zostaniesz całkowicie sama i nikt nie będzie cię chciał.
– Zamieszkam z książkami, przecież to idealny układ! Nie marudzą, nie gadają, nie każą mi niczego robić, nie wymagają przytulania ani podtrzymywania rozmowy, zawsze wiem, co do nich powiedzieć i jak się nimi zająć… Przecież to jest dużo łatwiejsze niż instrukcja obsługi faceta!
Obie się roześmiały.
– Może masz rację – przyznała Gabrysia, wyglądając ponownie przez okno. – Zaraz wysiadamy.
– Przy okazji, co się stało z twoją torbą? – Spytała Inga, gdy obie wstały z miejsc i stanęły tuż przy drzwiach. Tramwaj gwałtownie zahamował, musiały się przytrzymać barierek, żeby nie polecieć do tyłu.
– Za mocno szarpnęłam. Pasek się zerwał. – Pokazała zniszczoną część torby. – Muszę sobie kupić nową… Ech, to już druga w tym miesiącu!
– Druga, serio? – Inga pokręciła z niedowierzaniem głową, naciskając przycisk otwierający drzwi.
– No serio…
Gabriela miała minę zbitego psa.
Wysiadły na zadaszonym przystanku i wyszły po schodkach na poziom ulicy. Stamtąd musiały się dostać na przystanek autobusowy, by następnie poczekać na wiecznie się spóźniający pojazd z numerem pięćdziesiątym czwartym. Tylko nim mogły dojechać na Ługańską, skąd miały już blisko do domów. Mieszkały w swoim bliskim sąsiedztwie, na tej samej ulicy, Iłowskiej – Inga miała kawałek dalej, mieszkała pod dziewiątką, a Gabrysia pod piątką.
Z autobusem nie miały takiego szczęścia, jak z tramwajem, musiały poczekać na niego kolejne dwadzieścia minut. O tej porze jeździły jeszcze rzadziej niż zwykle – co czterdzieści pięć minut zamiast co pół godziny. Potupywały więc z zimna, wydychając z ust niewielkie obłoczki, obserwując przejeżdżające samochody i spadający na ich dłonie śnieg.
Telefon Gabrysi rozdzwonił się przyjemną melodyjką. Dziewczyna wyjęła go z wahaniem i spojrzała na wyświetlacz.
– Kto dzwoni?
– Aleksander – wyszeptała.
– Znowu? Odrzuć. Niech spada – poprosiła poruszona Inga.
– Inga… Nie mogę… Muszę to odebrać…
– Głupia, on cię zostawił! Zdradził cię z tą suką!
– Ale…
– Błagam, nie odbieraj tego. Chcesz, żeby historia się powtórzyła?
– Nie.
Zacisnęła usta, by wreszcie zdecydowanym ruchem wyłączyć telefon i schować go do kieszeni. Inga z ulgą przytuliła przyjaciółkę, widząc, że ta zaraz się rozklei. Temat Aleksandra był bardzo wrażliwy, obie nie lubiły go poruszać.
– Jeśli ten dupek nadal będzie cię nachodzić, powinnaś to zgłosić – stwierdziła po chwili.
– Wiem. Pewnie tak zrobię.
Inga przytaknęła z aprobatą głową.

Ciemności ulicy rozpraszały migotliwe, pomarańczowe światła latarni oraz rozwieszonych pomiędzy nimi kolorowymi lampkami. Tylko dzięki nim Gabriela i Inga zdołały się nie przewrócić oraz uniknąć niebezpiecznych fragmentów chodnika na wyludnionej ulicy. Poza obiema studentkami nie było tu nikogo, żadnej żywej duszy ani nawet śladu samochodu. Za to zaczął padać śnieg – pierwszy w tym roku.
Inga przystanęła. Wysunęła język, pozwalając, żeby osiadło na nim kilka płatków. Nie poczuła ich smaku, jedynie wilgoć. Zawsze lubiła to robić, gdy była mała. Ledwo spadł pierwszy śnieg, wybiegała na dwór i pozwalała, żeby płatki roztapiały się na jej twarzy.
Mogłaby tak stać w nieskończoność i patrzeć na sypiący się z nieba biało-pomarańczowy puch, lecz Gabriela, marznąca nawet w swojej pikowanej kurtce, szybko pociągnęła ją dalej.
W wejściu do domu Rudej powitała je fala składająca się z sześciu miauczących przeraźliwie kotów. Gabriela odgarnęła je nogą, żeby móc zamknąć za sobą drzwi i zdjąć kurtkę. Za to Inga przykucnęła, jak zawsze gotowa do głaskania zwierzaków. Sama miała w domu tylko jednego, który, o dziwo, dobrze się dogadywał z psem, wyżłem weimarskim.
– Gdzie masz resztę kotów? – spytała, pomagając mniejszemu kotu o białej sierści wspiąć się na jej kolana.
– W kuchni, jak mniemam. – Gabriela wzruszyła ramionami. – Lubią okupować tamtejszy kaloryfer. Zdejmij kurtkę i chodź.
– Przykro mi, Nikado, następnym razem cię wygłaszczę – powiedziała przepraszająco do kota, który usiadł naprzeciwko niej i ze zniecierpliwieniem uderzał ogonem o podłogę. Miał piękne, brązowe futerko oraz charakterystyczną obwódkę wokół lewego oka, co nadawało mu pirackiego wyglądu.
– Cześć, mamo! – Inga usłyszała z kuchni głos Gabrieli, co wzięła za sygnał do tego, by się wreszcie pozbyć kurtki i przemoczonych kozaków. – Taty jeszcze nie ma?
Weszła do kuchni, jasnej i przestronnej. Inga była w niej już tyle razy, że nawet nie musiała się specjalnie rozglądać, wiedząc, że stół oraz cztery krzesła będą na swoim miejscu, podobnie jak kuchenne blaty, szafki wypełnione naczyniami oraz przyprawami, a także dziecinne rysunki oprawione w kolorowe ramki, wiszące tuż koło szarej lodówki, którą przyozdabiała spora ilość barwnych magnesów i równie pstrokatych karteczek.
– Jeszcze nie. Ma dzisiaj dyżur do północy. Dzień dobry, Ingo! Herbaty, czekolady? Jesteś głodna?
Dominika Kostka wyglądała jak starsza o dwie dekady kopia swojej córki. Miała podobne, poskręcane rude włosy, delikatne rysy twarzy, usianej piegami, wąsko skrojone usta, wokół których czaiły się zmarszczki, i ciemnoniebieskie oczy. Tak samo jak Gabriela wzrostem nie grzeszyła. Różnił je jedynie ubiór – starsza kobieta ubierała się o wiele bardziej elegancko i częściej chodziła, niezależnie od pogody, w dopasowanych do swojej sylwetki sukienkach (najczęściej czarnych lub granatowych). Teraz również miała ją na sobie, nieco znoszoną, wyraźnie przeznaczoną do noszenia po domu, lecz wciąż widoczną zza cienkiego materiału kraciastego fartuszka. Za to Gabrysia preferowała spódniczki, legginsy, T-shirty, sweterki, szaliki, najlepiej długie, oraz trampki naprzemiennie z glanami.
– Bardziej spragniona niż głodna – odparła Inga po dokonanych obserwacjach i krótkim namyśle. – Napiłabym się czekolady. Tradycyjnie.
– W takim razie, Gabrysiu, czyń honory.
Tę noc spędziły na śpiewaniu do upadłego świątecznych piosenek, opowiadaniu sobie strasznych historii oraz piciu gorącej czekolady – i już nie wspominały ani o Aleksandrze, ani o tradycji związanej z wrzucaniem karteczek do szklanych kul.

– Ty pierwszy.
– Dlaczego ja?
Dominik poprawił zsuwające się z nosa okulary i spojrzał na przyjaciela znacząco.
– Ja pierwszy losowałem ostatnim razem, pamiętasz? Teraz twoja kolej.
– Nie jestem pewien, czy chcę to robić… Poprzednim razem cała ta tradycja skończyła się tragicznie. – Gniewo zirytowany założył ręce na piersiach.
– Tylko dlatego, że trafiłeś na Julkę Sobańską, która musiała być upierdliwa jak cholera – odparł słodko okularnik.
– Nawet mi nie przypominaj! – Pogroził przyjacielowi palcem. – Ty miałeś więcej szczęścia niż ja.
– Bo trafiła mi się pusta kartka? – wyszczerzył się.
– No właśnie! Jak to w ogóle było możliwe?!
– Nie mam pojęcia, nie ja to organizuję. – Dominik wzruszył ramionami.
– A co się dzieje, jeśli brakuje ludzi do wylosowania karteczek?
– Czy ja jestem wszechwiedzący? Dzięki, brachu, za wiarę we mnie, ale NIE. Nie mam pojęcia, pewnie organizatorzy je jakoś rozdzielają między siebie albo zostają niewylosowane. Mógłbyś sobie tym nie zawracać głowy i po prostu coś wylosować?
– To nie jest…
– To jest bardzo dobry pomysł. No daj spokój, przecież życie jest po to, żeby pożyć, no nie? Zaryzykuj, może tym razem się uda. Najwyżej się w ogóle nie pokażesz dziewczynie i nie będzie wiedziała, kim jesteś, pomyśli, że nikt jej nie wylosował – zaproponował Dominik z łobuzerskim uśmiechem.
– Kiedyś cię zamorduję.
– O tak, to jest równie pewne jak to, że kiedyś cegła spadnie ci na łeb.
Gniewo po raz kolejny obdarzył go nienawistnym spojrzeniem, po czym włożył rękę do właściwej szklanej kuli. Przez chwilę przewracał znajdujące się w niej karteczki – co prawda nie miał zbyt wielkiego wyboru, na dnie leżało ich już tylko kilka – i wyciągnął jedną. Zaraz po nim uczynił to samo Dominik i jednocześnie, z niepewnymi minami, rozwinęli papierki.
– O kurwa – westchnął blondyn, przeczytawszy, jakie imię mu się dostało.
– Co jest? – spytał zaniepokojony Dominik. Jemu samemu wylosowane nazwisko zupełnie nic nie mówiło, więc zmiął karteczkę i wsunął do kieszeni kurtki, obiecując sobie, że później jakoś odnajdzie dziewczynę – w końcu nie od czegoś studiował informatykę, prawda?
Bez słowa podał mu swój kartonik zapisany starannym aż do przesady pismem.
– Inga Jeżynowska – przeczytał okularnik i spojrzał zaskoczony na kumpla. – To chyba jakiś żart...

9 komentarzy:

  1. Borze, naprawdę wpisałaś ten certyfikat. XD Ale masz, więc przyszłam, a mogłam zabić!
    Jeju, nic na to nie poradzę, że Gabriela jawi mi się przed oczami tak: klik. I normalnie już z miejsca jest moją favką, naprawdę, przypomina mi strasznie moją koleżankę, taką śmieszniastą, która mnie nie cierpi, bo jej ciągle powtarzam, że mi się kojarzy z Mią przed przemianą w księżniczkę. :D
    Ingę też lubię, choć ona mi się tak w umysł nie wryła i nie chichotałam jak debilka przez dziesięć minut (to ta pora!). Wydaje mi się taka, no, spoko, normalna i sądzę, że w miarę upływu opowiadania się polubimy jeszcze bardziej.
    Skąd ty wytrzasnęłaś imię Gniewo to nie wiem, ale nie mogę, żałuję, że sama żadnego bohatera nim nie ochrzciłam! I jeszcze Ingę wylosował! Przeczuwam, że się będzie działo i oby się działo, no.
    To na razie pierwszy rozdział i tylko tyle, ja, nieumiejąca pisać komentarzy, wypłodziłam na ten temat, mam nadzieję, że mnie nie zabijesz. Ale ten, bardzo mi się już podoba, taki pierwszy zarys bohaterów, mogłam się z nimi już oswoić i nawet mogę dwa słowa o każdym powiedzieć, wow! I serio nie widzę nic dziwnego w pisaniu w sierpniu opowiadania o Bożym Narodzeniu. :D Taki powiew świąt, będę sobie mogła podczytywać i poczuć ten klimat, mi to pasuje!
    Przestaję się pogrążać, pisz szybko następny!11!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i sobie czas ustaw polski! :D

      Usuń
    2. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. :OOO Już naprawiłam, nie ma, zniknęło. :3
      Ale heeeeej, Gabriela nie nosi okularów XD I jest ładniejsza XD Ja nawet nie wiem, którą lubię bardziej, lubię obie w sumie! :>
      Skąd wytrzasnęłam? Mój dobry znajomy ma tak na imię. xD A że przypasowało do bohatera, nie omieszkałam wykorzystać.
      No i łał, jestem pod wrażeniem, że ci się udało komcia skrobnąć :O Dziękuję *-*

      Usuń
    3. "zawołała wesoło Gabrysia, podchodząc bliżej i nerwowym ruchem poprawiając zsuwające się z nosa okulary w czarnych oprawkach" - A TO CO TO JEST???

      Usuń
    4. MOJA ŚLEPOTA, a co.

      XD

      Usuń
  2. No i co ja mogę tutaj napisać.
    Że ciekawie się zapowiada.

    Inga wrzuciła swoje imię i nazwisko do kuli, a Gniewo ją wylosował. Może być ciekawie jeszcze biorąc pod uwagę, że Inga nie chciała wcale wrzucać imienia a Gniewo nie chciał losować. CIekawe co z tego wyjdzie.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. czy Gnieow to Aleksander?? xD to moja pierwsza myśl.. Pewnie nawet jeśli nie, to i tak byłoby ciekawie, bo dziwnie zareagował na imię Ingi... Ciekawe, dlaczego. W każdym razie z pewoscią jego i Ingę łaczą dwie rzeczy -0 niechęć do zabawy i upierdliwi, ale bardzo oddani przyjaciele xD w ogóle to już pokochałam pannę Gabrielę i zyczę jej jak najlepiej,to istny wulkan pozywtynych emocji xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Gniewo to nie jest Aleksander. xD Gdyby Gniewo był Aleksandrem, nie nazwałabym go Gniewem lub vice versa... :D
      Oj tam, Dominik nie jest taki upierdliwy! Wydaje mi się, że wygrywa z nim Gabriela. :3
      Oj tak, to są słowa, które bardzo dobrze ją opisują. ;3

      Pozdrawiam!

      Usuń